Moja paznokciowa pielęgnacja

6 września 2015 godz.

Pamiętacie mój post o zapuszczaniu paznokci? Jeśli nie, to zapraszam - klik! Muszę przyznać, że od tego czasu minęło już około trzy lata, a moje paznokcie na dzień dzisiejszy są w o wiele lepszym stanie niż na obrazku, jupi!

Bardzo często słyszę komplementy na temat swoich paznokci. Zresztą i ja jestem z nich zadowolona. I nie mówię tu o kształcie czy długości, bo to kwestia gustu, ale mam na myśli kondycję samą w sobie. Dziś pokażę Wam jakich produktów używam, by tak właśnie było. Ale zacznę może od pokazania, po raz pierwszy w życiu moich paznokci sauté - bez żadnego lakieru czy odżywki, tak po prostu, zaraz po wypielęgnowaniu ich.


Tak, wiem, są długie, dla niektórych pewnie nawet ZA długie, ale ja lubię nosić taką właśnie płytkę, o takim kształcie i w takiej długości, i tak czuję się najlepiej. I pytanie - czy mi tak wygodnie? Oczywiście. Gdy je zetnę mam wrażenie, że pisanie na klawiaturze czy smartfonie sprawia mi problem.

No i rzecz jasna nie wychodzę z moimi szponkami nie nakładając na nich lakieru! Wtedy wyglądają zupełnie inaczej.

Ale do rzeczy. Co robię, że moje paznokcie są w dobrej kondycji? Uważam, że kluczem tutaj jest przede wszystkim ich kształt i sposób piłowania. Paznokcie zaokrąglone są mniej podatne na zadzieranie się ponieważ nie mają ostrych brzegów, które mogłyby haczyć. Czym nadaję im migdałkowaty kształt? Oczywiście pilnikiem - używam szklanego, mam wrażenie, że jest super-mocno zmielony, przez co drobinki piłują płytkę dokładniej i delikatniej, tym samym nie drąc jej. Natomiast w ostatniej fazie używam polerki. Sunę po niej paznokciem i nadaję kształt, tym samym polerując brzegi. To naprawdę rewelacyjny sposób - paznokcie wtedy się nie rozwarstwiają i nie haczą, polecam każdemu. Do tego raz na jakiś czas można polerować nią całą płytkę, żeby usuwać nierówności.


Moja polerka jest już dość stara. Kilka lat temu mama zamówiła cały zestaw do robienia tipsów i była tam właśnie taka kostka. Tipsy odeszły w niepamięć ale sprzęt został, więc polerka wylądowała w mojej kosmetyczce i sprawdza się znakomicie. Polecam te raczej drobno zmielone. Możecie je kupić w sklepach z artykułami do pielęgnacji paznokci, ta chyba jest ze sklepu Neo Nails, ale dostaniecie ją w każdym innym tego typu. Wydatek też niewielki bo to kwestia kilku złotych, a możecie mi wierzyć, że to nieduża inwestycja na bardzo długi czas.

Ważną kwestią jest również usuwanie lub odsuwanie skórek. Ja korzystam raczej z drugiej metody. Zwykle używam jakiejś oliwki albo kremu, smaruję preparatem całą płytkę i oczywiście skórki. Trzymam kilka minut, a potem drewnianym patyczkiem odsuwam co trzeba. Unikam ich wycinania czy odsuwania twardymi, metalowymi przyrządami - to niebezpieczne dla naszej płytki, więc jeśli zrobi się to nieumiejętnie można sobie narobić kłopotu.


Produkt, który lubię i który jest bardzo praktyczny to Multiodżywcza Oliwka do Skórek i Paznokci marki Eveline Cosmetics. Równie dobrze można użyć każdej innej oliwki, zwykłej oliwy z oliwek, a nawet kremu Nivea, ale ten produkt kupiła kiedyś moja mama w Biedronce, stał taki biedak nieużywany, więc po prostu go przygarnęłam i sprawdza się świetnie. Oprócz oczywistych właściwości nawilżających ma wygodny pędzelek, który ułatwia aplikację. No i ma przyjemny zapach.

Ważne jest również smarowanie skóry dłoni i paznokci kremem do rąk. Przyznam się bez bicia, że w domu rzadko pamiętam o tym, żeby nakremować ręce, ale za to w pracy właściwie po każdym ich umyciu ten kosmetyk idzie w ruch.


Tak naprawdę każdy krem do rąk będzie dobry. Każdy, który nie podrażnia skóry ani jej nie wysusza. Uważam, że nie warto wydawać zbyt wielu pieniędzy na tego typu produkt. Chyba że macie super wymagającą i suchą skórę, i potrzebujecie czegoś ekstra. Z doświadczenia jednak wiem, że regularne smarowanie dłoni zwykłymi kremami naprawdę czyni cuda. Skórkom, paznokciom i całym dłoniom, więc nie zapominajcie o tym!

Kosmetyk, po który ostatnio sięgam w domu, to zakupiony w czerwcu krem z drogerii DM marki Florena. Jest dość treściwy i ładnie pachnie, więc przyjemnie się go używa. Kosztował niewiele.

Zanim pomaluję paznokcie kolorowym lakierem, to wcześniej używam odżywki jako bazy. Nie, nie stosuję tych z formaldehydem ani jakichś specjalnych, drogich specyfików. Moimi ulubionymi są te z My Secret.


Są tanie i przyzwoicie działają. Nie dają może spektakularnych efektów w krótkim czasie, ale paznokcie na pewno są w lepszej kondycji. W serii są trzy rodzaje emalii - Billionails 10in1, Whitening Ani-Yellow i Keratin Therapy. Pierwsza i trzecia w działaniu są dość podobne. Ta druga zaś posiada właściwości wybielające i rzeczywiście - gdy odbarwi nam się płytka od kolorowego lakieru, ta odżywka wyraźnie ją odratuje, dodatkowo daje takie pół-matowe wykończenie, wygląda nieźle nawet solo.

Moje paznokcie właściwie zawsze są pomalowane. Rzadko zdarza się, żebym dała im odpocząć od lakieru. Kilka warstw emalii naprawdę świetnie je zabezpiecza przed uszkodzeniami. Na samą górę koniecznie nakładam top-coat. Głównie ze względu na moją niecierpliwość bo zazwyczaj używam takich, które przyspieszają proces wysychania.


Moje ulubione to Seche Vite i Kinetics Kwik Kote. Kiedyś napisałam notkę na temat top-coatów przyspieszających wysychanie, jeśli macie ochotę to zapraszam - klik. Jak widać, nie zmieniłam zdania przez kilka lat. Oprócz oczywistych praktycznych względów, to ten produkt dodatkowo utwardza płytkę, a lakier pięknie lśni (koleżanki z pracy pytają czy to hybryda, ha!).

Oczywistym jest fakt, że paznokcie to również kwestia naszych naturalnych predyspozycji, genów i wykonywanej pracy. Ale sądzę, że podane przeze mnie sposoby są dość uniwersalne i na pewno w żaden sposób nie uszkodzą paznokci. A Wy w jaki sposób pielęgnujecie swoje pazurki? Jak je piłujecie? Jaki lubicie kształt i długość?

0 komentarze

Proszę nie wklejać linków do sowich blogów, a także nie pytać czy poobserwujemy się nawzajem! Traktuję to jako spam i takie komentarze od razu zostają usunięte.

Polub na Facebooku

Zblogowani